Przejdź do głównej zawartości

ZWYCZAJE POLSKIEJ SZLACHTY

 





Z narodzinami wiązało się dość duża liczba przesądów. Należało do nich wylewanie wody z kąpieli nowo narodzonego dziecka dopiero po trzech dniach. Nowy członek rodziny był także przykrywany starym, podartym płótnem. Miało to na celu osłonę dziecka przed demonami i złymi duchami.
– śluby były bardzo okazałe. W roku 1637 Władysław IV wziął ślub z Cecylią Renatą. Na wesele zabito 40 tys. kogutów i kapłonów (specjalnie utuczony młody kogut), 20 tys. gęsi, parę setek wołów oraz „nieskończoną ilość” dzikiego ptactwa. Co ciekawe, weselnicy uskarżali się na braki potraw. Powodem było prawdopodobnie duża kradzież jedzenia. Wesela trwały minimum 3 dni, ale zdarzały się takie, które trwały tygodniami.
– po śmierci znanych osób, wystawiano ich zwłoki, ubrane bardzo odświętnie, na katafalku na widok publiczny. Celem było pożegnanie się z czcigodnym zmarłym. Czasami pogrzeb odwlekany był całymi miesiącami, a ciało specjalnie balsamowane. Same uroczystości pogrzebowe trwały nawet od dwóch do czterech dni. Podczas obrzędów ciekawa była postać archimimiusa, który odgrywał zmarłego wjeżdżając konno do kościoła i symbolicznie spadając z siodła przy katafalku.
– powszechna była płatna prostytucja. Kobiety lekkich obyczajów bardzo często towarzyszyły oddziałom wojska, przyjeżdżały na elekcje królewskie i sejmiki, na jarmarki itd. Często domy publiczne były prowadzone przez kata, a same prostytutki nosiły wyróżniający ich strój. Co ciekawe zmuszane były także do pewnych prac publicznych takich jak np. pomoc w gaszeniu pożarów.
– toasty podczas uczt bardzo często wznoszono za każdym razem z innego kielicha, stąd też gospodarz musiał mieć ich dość dużo. Osoba, która wznosiła toast, wypijała zawartość kielicha i podawała dalej. Następna osoba go napełniała, wypełniała i także podawała dalej. Dzięki temu, ktoś kto wznosił toast pił zdrowie każdego obecnego. Gospodyni uczty nie piła, tylko dotykała ustami brzegu, a następnie podawała kielich gościowi, który miał być uczczony. Często zdarzało się, że naczynie było wyrzucane na ziemie, zaraz po wypiciu zawartości, aby zaznaczyć, że nikt nie jest już godzien z niego pić. Zdarzało się także, że kielichy były rozbijane o własne głowy pijących.
– podczas obrad sejmowych posłowie jedli i pili (istnieli także sprzedawcy, którzy podawali im odpowiednie towary). Jeśli posłowie byli niezadowoleni z przemówienia, jednego z jego kolegów na sejmie, to obrzucali go twardymi jabłkami i gruszkami.
– opis typowo polskich dewocji autorstwa Charlesa Ogiera „Podczas mszy, gdy ksiądz Ciało Pańskie w górę podnosi, w usta, czoło, policzki i piersi silnie się biją i głową o ziemię uderzają”. Szlachta także często wyjmowała szable podczas czytania Ewangelii (co zrozumiałe, bo graniczyliśmy z tureckim imperium). Jako pokuta za grzechy zdarzało się, że msza była wysłuchiwana w pełnej zbroi i podniesioną szablą. Typowe było także leżenie krzyżem.
– Polacy sławni byli ze swojego apetytu, cudzoziemcy byli „pełni podziwu dla pojemności polskiego żołądka, widząc wszystkich tylekroć dnia tego jedzących i zawsze ku ich zdumieniu z odradzającym się wraz z nowym głodem apetytem”. Polacy natomiast nabijali się z „Włoszków” co „cienko jadają” Zamożna szlachta zjadała dziennie mniej więcej 6-7 tys. kalorii.
– potrawy były bardzo często przygotowywane tak, aby lepiej wyglądały niż smakowały. Popularne było podawanie ptaków w pełnym upierzeniu, wykładanie na półmiski świnie i dziki, a także ich farbowanie i złocenie.
Źródło: M. Bogucka „Staropolskie obyczaje w XVI-XVII wieku”
http://www.nieznanahistoria.pl/o-obyczajach-polskiej-szlachty/



Dalsza część ciekawostek o obyczajach polskiej szlachty.

– szlachta uważała, że pochodzi od starożytnego ludu Sarmatów, a chłopi od Słowian, którzy zostali podbici właśnie przez wcześniej wymieniony lud. Niektórzy uważali, że wywodzą się prosto z czasów biblijnych, a język polski był pierwszym językiem na świecie. Uważano, że greka i łacina to zniekształcony polski. Tak tłumaczył to ksiądz Wojciech Dębołęcki w „Wywodzie jedynowłasnego państwa świata…”: „Jako na przykład z płomienia nie zaraz uczyniono flamma, ale podobno pierwiej ploma, potym plama, nuż blamma, aż na ostatek stanęło flamma”
– istniało tzw. „mleczne rodzeństwo”. Byli to ludzie karmieni przez jedną mamką (szlachcianki z reguły nie karmiły piersią)
– w ciekawy sposób uczono modlitwy. Jeśli dziecko nie odmówiło następnej jej części to nie dostawało posiłku
– powszechne były kary cielesne wobec dzieci. „Nie kocha dziecięcia, kto rózgi oszczędza”, „Kogo rodzice rózgą nie karzą, tego kat mieczem karze”
– o Krzysztofie Zborowskim i jego bracie, którzy byli posądzani o homoseksualizm krążył taki wiersz:
„A to już znać z postawy
i z samych klejnotów,
Że w nich nie masz ni serca,
ni męskich przymiotów.
Kurewska twarz u obu,
obyczaje za tym
Podobne kortezankom
we Włoszech bogatym”
– w dobrym tonie uchodziło mieć sporą bibliotekę. Jednak zdarzało się, że pełniły one funkcję dekoracji. Jeden z rodu Sapiehów, nakazał swej matce sprzedanie starych książek na wagę, ponieważ z Paryża przywiezie nowe w złotych oprawach.
– pojemność kielichów toastowych dochodziła do dwóch litrów. Było to uciążliwe, ponieważ, trzeba było wypić ich zawartość na jeden raz. Istniało także tzw. szkło żartobliwe, które miało odpowiednio przygotowane otwory, które powodowały, że osoba oblewała się winem.
– szlachcice często nosili przy sobie łyżki, ponieważ często brakowało sztućców na ucztach.
– jeśli ktoś był niepożądany na uczcie, to kroiło się przed nim obrus
– szlachta nie bała się używać dość mocnego języka. Świadczą o tym utwory: Jana Kochanowskiego
Na matematyka
Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.
Jana Andrzeja Morsztyna o porzuconej kochance
Na smętną
Śmiejesz się, gdy cię heblują na ławie
A potem płaczesz, kiedy już po sprawie.
Skądże-ć to? Czy-ć żal, że cię obłapiano?
Czy że tylko raz i że poprzestano?
Daniela Naborowskiego, zwraca się do kobiet
Bo co po pięknej twarzy, co po pięknym oku,
Gdybyście nie mieli owej rzeczy w kroku
– obrady sejmików często odbywały się w kościele. Początkowo wpływało to uspokajająco na szlachtę, ale później (XVIIIw) i tak stał się miejscem „tumultów” czyli bijatyk i kłótni.
– magnaci nic sobie nie robili z obowiązującego prawa. Doskonałym przykładem jest tutaj Samuel Łaszcz, który podbił wyrokami swoją delię, ponieważ ich egzekwowanie było praktycznie niemożliwe.
– pogrzeby były bardzo wystawne, jednak nie każdy chciał odbyć w ten sposób swą ostatnią drogę. Matka Jana III Sobieskiego nakazała skromny pogrzeb. Tak też się stało. Na ubogim katafalku król umieścił napis Sic mater voluit („Tak chciała matka”), jednak już dnia kolejnego zmienił go na bogaty i wpisał Sic filium decuit („Tak przystało synowi”)
– przemowy pogrzebowe były długie (nawet i kilka godzin) i często niezrozumiałe dla przeciętnego słuchacza. Oto przykład: „O tetrykowata Clothos! O żarłoczna Atropos i wartka prządko Lachesis! Na coście w bystrej zbroczy, gdy on w nie chętnie skoczy, tak prędko i niespodzianie zamknęli mu oczy; dlatego ta dama toczy tambaretę stambolskiej roboty, ustawnie moczy miazgę bólu serdecznego przyjaciela liquorem. Ja jako na schyłku tej krewności, przedtą berecynthią żałości drożdze wylewam uprzejmości”
– interesujące były portrety trumienne, które miały kształt sześcio albo ośmiokąta. Zamieszczone tam wizerunki były realistyczne (ukazane były wszystkie wady fizyczne zmarłego)
– w XVII wieku podczas wojen kozackich i szwedzkich ludność naszego kraju mogła się zmniejszyć nawet i o 30%
Źródło: K. Bockenheim „Dworek, kontusz, karabela”


STAROPOLSKIE PIJAŃSTWO Jak używali alkoholu nasi przodkowie?
– lekarstwem na kaca był kaliszan czyli mieszanina piwa, francuskiego wina, soku cytrynowego z dodatkiem cukru i utartym chlebem
– zdarzało się, że podczas uczty ktoś wypił za dużo alkoholu i zwymiotował przy stole. Osoba, która przesadziła z alkoholem już nie mogła wrócić na swoje miejsce. Chociaż oczywiście zdarzało się, że niektórzy wstawali od stołu by iść wymiotować za domem, po czym wracali z powrotem do pijaństwa
– jeśli ktoś przedwcześnie chciał opuścić ucztę, to musiał wypić zdrowie gospodarza, gospodyni, kompanów, więc jeśli nie upił się ucztując to zrobił to przy wyjeździe
– sławniejsi pijacy
Borejko, kasztelan zawichwostski, tego możno nazwać pobożnym pijakiem; najbardziej albowiem lubił cieszyć się i pijać z duchownymi, kiedy z świeckimi osobami nie miał żadnego zatrudnienia. Skoro był wolny od interesów, rozpisał listy do pobliższych mięszkania swego klasztorów, aby mu przysłali po dwóch zakonników, jakikolwiek pobożny pretekst do tego wymyśliwszy. Przełożeni klasztorów, wiadomi końca tej misji, posyłali mu co lepszych do picia. Z tymi Borejko zamknął się w pokojach osobnych i oznajmił domownikom swoim, że to jest klasztor, do którego po zamknięciu nikogo nie wpuszczono, ani z gości, ani domowych, ani żony, ani żadnej kobiety, choćby nie wiedzieć jaka była potrzeba.
(…)
Gdy mu nie stało klasztoru, a nie miał z kim pić, wyszedł na rozstajne drogi, przy których zbudował porządną kapliczkę św. Jana Nepomucena, daszkiem, sztakietami i ławkami dokoła opatrzoną; do tego eremitorium przynieśli za nim pajucy puzdro jedno i drugie wina i kilka wielkich kielichów. Tam zasiadłszy z paciorkami czekał, aż kto nadjedzie albo nadyńdzie z podróżnych: ksiądz, braciszek, kwestarz, szlachcic, mieszczanin, chłopek, Żyd, dziad zgoła, byle człowiek; wyszedłszy naprzeciw niemu z kaplicy, zatrzymał przywitaniem: skąd, dokąd i po co, a tymczasem pachołek, wiadomy pańskiego zwyczaju, nalał kielich wina, którym odebranym pił pan do podróżnego animując, aby na odwrót do niego wypił; i tak długo tego było, póki aż ów podróżny albo z nóg nie spadł, albo póki mu gardło nie puściło. Jeżeli się wywrócił i usnął, pan Borejko, odszedłszy do domu, wyprawił do niego stróża, aby go pilnował od złodzieja albo innego łotra, żeby nie został obdarty i okradziony. Gdy zaś kilku zebrało się tym sposobem podróżnych, ze wszystkimi póty pił, póki każdego nie upoił. Podróżny, z liczniejszym pocztem jadący, proszony był do dworu na wstęp momentalny; na który jeżeli się dał namówić, niełatwo się stamtąd wydobył; jeżeli nie dał, to przynajmniej z całą swoją czeladzią musiał po którym kielichu, a czasem aż do wysuszenia puzdra wypić
Adam Małachowski, krajczy koronny; tego możno nazwać zabójcą ludzkiego zdrowia, wielu albowiem ludzi zalanych winem poumierało, niektórzy nawet w jego domu, zasnąwszy raz na zawsze snem śmiertelnym. To rzecz dziwna, że takowe przypadki, w oczach jego darzone, nie odmieniły w nim szalonego zwyczaju pojenia ludzi gwałtownie i zalewania winem. Miał u siebie w Bąkowej Górze kielich wielki półgarcowy, na którym wyrznięte były trzy serca z podpisem: „corda fidelium”. Używał pod czas tego kielicha do bankietów i wotów wielkich, ordynaryjnie zaś trzymał go od przywitania każdego, kto pierwszy raz był u niego w Bąkowej Górze. Jeżeli taki gość przybył z rana, co prędzej sporządzono mu śniadanie, aby miał po czym pić, ponieważ ten kielich nikogo nie mógł minąć. Skoro go oddano w ręce gościowi, przestrzeżono zaraz, że powinien był wypić duszkiem, inaczej niech cokolwiek nie dopił, natychmiast mu pełno dolewano póty, póki nie wypił; to gwałtowne picie więcej szkodziło zdrowiu aniżeli sam zbytek wina. Z panów wielkich, mniej sposobnych do pijaństwa, z trudna który odważył się nawiedzić krajczego; a jeżeli być u niego wyciągał koniecznie jaki interes, to wprzód wyrobił sobie od niego rewers na kształt salvum conductum, pod najcięższymi zaklęciami, jako do pijaństwa, a mianowicie do kielicha corda fidelium, nie będzie przymuszany.
(…)
Przecięż ten pan rozumiejąc, iż nie masz na świecie nikogo nadeń w pijaństwie mocniejszego, którego by swoim kielichem corda fidelium nie zwyciężył, czyli mówiąc właściwiej nie ściemiężył, trafił na jednego takiego, który go w takim mniemaniu zawstydził. Był to braciszek kwestarz, bernardyn z klasztoru Wielkiej Woli, czyli Woli Pana Jezusa, w powiecie opoczyńskim leżącego. Ten czując się na siłach, będąc wyprawiony na kwestę, zajechał śmiało do krajczego do Bąkowej Góry, którego miejsca wszyscy inni kwestarze jak morowego powietrza unikali. Trafiło się to przed obiadem, z rana. Krajczy rad, że mu taki gość dawno niewidany wpadł w ręce, na pokorną prośbę braciszka o jałmużnę zaraz mu podał kondycją:- ;,Jeżeli duszkiem wypijesz ten kielich-skazując na corda fidelium-każę ci naładować pełen wóz zbożem; a jeżeli od razu nie wypijesz, doleją ci go tyle razy, ile razy, przestając pić, choć kroplę w nim zostawisz.” Braciszek pokornie odpowiedział, iżby wołał być posilonym pokarmem jakim niż trunkiem, ponieważ jest głodny. Krajczy natychmiast kazał mu dać jeść; przyniesiono mu tedy półmisek bigosu hultajskiego i karwasz pieczeni. Zjadłszy certum quantum tego i owego, prosił o szklankę piwa, a tę wypiwszy zaczął się niby zabierać do odejścia, jakoby z bojaźni kielicha nie śmiał już i o jałmużnę prosić. Krajczy wesół z jego bojaźni rzecze: „Nie, bracie, z domu mego nicht wyniść nie może, kto weń pierwszy raz wnińdzie, poki tego kielicha nie wypije.”
Bernardyn na taką zapowiedź, udając wielkie w sobie pomięszanie, z przymusem wziął kielich w obie ręce, strychem nalany, toż zrobiwszy nad nim kilka krzyżów, uderzywszy się w piersi – jako człowiek przymuszony – i westchnąwszy do niebios, zaczął we czesał łykać, ale jakby mu tchu brakło, odjął nagle od ust, zostawiwszy w kielichu z półkwaterek wina. „Ho, ho, nie dopiłeś, bracie – zaczął krajczy wołać – do lejcie mu, dolejcie!” Hajducy na rozkaz pański skoczyli do bernardyna z flaszami, ten zaś, dopijając z kielicha reszty, począł tam sam umykać po pokoju, pokazując kielich do reszty wypróżniony. „Nic to nie pomoże, bracie – znowu krajczy – nie wypiłeś duszkiem! Złapcie go i nalejcie mu pełen.” Złapano bernasia i dolano w strych jak pierwszy, do tego uchwycono za pas, aby nie mógł uciekać. Osaczony bernardyn jak niedźwiedź w kniei, odetchnąwszy kilka razy, począł doić drugi kielich wolniejszymi łykami i znowu trochy nie dopił. Dalej znowu krajczy: „Nie dopiłeś! Dolejcie mu!” Bernardyn na kolana, w prośby na wszystkie względy. Ale gdy te nic nie pomogły, przyłożył się do trzeciego i wypił w tej mierze jak pierwsze dwa, żeby przyczyna do musu nie zginęła; krajczy kazał mu znowu nalać. I tak z owymi grymasami zmyślonymi wypił bernardyn sześć kielichów wina, jeden po drugim.
Krajczy, jak z początku miał wielką uciechę z bernardyna, tak widząc dalej, że ani z nóg nie spada, ani cery nie mieni, poznał, że z niego żartuje, wpadł w pasją, kazał go wypchnąć za drzwi. „A to filut jakiś, a wzdyćby on mnie całą piwnicę wypił! A to bernardyny filuty, z umysłu, na szyderstwo ze mnie takiego mi pijaka z końca świata wyszukanego przysłali!” – Ochłonąwszy z pierwszej pasji, kazał pójść za nim, obaczyć, co się z nim dzieje. Odniesiono mu, że wsiadł na wóz dobrze, bez najmniejszej omyłki, i pojachał. Kazał krajczy skoczyć za nim i wrócić go, wysłał mu asygnacją na kilka korcy zboża; ale nie chciał się z nim widzieć i zakazał, żeby więcej nigdy u niego nie postał.
– bardzo chętnie pijano piwo
Beczka piwa w komin, kiedy się dobrała kompania dobrze pijących, wstawiona nie zabawiła dwóch godzin, a została wysuszona do drożdży albo przez debosz i z drożdżami. Takie lusztyki słynęły najbardziej w Mazurach i w Sieradzkiem, gdzie się więcej znajduje szlachty miernej fortuny, o jednej wiosce, o kilku chłopkach, niż krociowej albo milionowej substancji. Było to poniekąd i z oszczędnością, ponieważ pachołek lub inny służka nie tak wiele zdarł botów, kiedy beczka stanęła w kominie, jak kiedy do niej musiał często biegać z konwią, stojącej w piwnicy. Czterech, a czasem dwóch tylko dobrych łykaczów wypróżnili beczkę pięćdziesięciogarncową (188,5 litra) od wieczerzy do poduszki, mało albo nic zarwawszy północka.
– z piciem piwa wiązały się różnorakie zawody
Usiadł jeden przy stole, drudzy go obstąpili dokoła w urzędzie sędziów i świadków, wziął szklenicę w rękę, jaka mu się podobała, wielką czy małą, piwem nalaną; tę powinien był wypić nie razem, lecz trzema zawodami. Za pierwszym pociągnieniem piwa powinien był pogłaskać się jednym palcem po jednym wąsie raz, po drugim raz, po brodzie tymże palcem prosto w nos z góry na dół raz, pod brodą w tejże linii raz z dołu do góry, tymże palcem uderzyć w stół z wierszchu raz, ze spodu raz, tupnąć w podłogę nogą raz i wymówić to słowo: „piwo”.
Za drugim zawodem powinien był te wszystkie grymasy, nie ochybiając żadnego ani z kolei swojej nie przeminiając, powtórzeć we dwoje, to jest: pomusnąć się po jednym wąsie dwa razy, po drugim dwa razy, po brodzie dwa razy, pod brodę dwa razy, uderzyć w stół z wierszchu dwa razy, ze spodu dwa razy, tupnąć nogą w podłogę dwa razy i wymówić słowo: „dobre”. Za ostatnim razem, za którym już reszta piwa powinna być z szklenicy wyprzątniona, wszystkie gesta wyżej wyrażone należało potrajać, na ostatku oddając szklenicę wymówić słowo: „nalej”. W którymkolwiek geście, liczbie i słowie pijący popełnił omyłkę, natychmiast mu dolano szklenicy; i acz te grymasy zdają się być bagatelnymi, do obciążenia pamięci niezdolnymi, przecięż że stojący wokoło z umysłu rozmaite przeszkody czynili, wydarzały się częste omyłki, i jak się kto raz omylił, już mu trudno więcej omyłek ustrzec się było, najbardziej stąd, że za każdą omyłką z początku zaczynać musiał. Myląc się więc coraz bardziej, upił się i sztuki nie dokazał, zrobiwszy z siebie zabawę kompanii.
Na podstawie: J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985


PRZY STAROPOLSKIM STOLE. Jak jadali nasi przodkowie?

– pewnego razu żołnierz zaproponował kobiecie wspólne wypicie wina. Nie zgodziła się. Mężczyzna wylał więc wino za jej gorset i powiedział: „Ponieważ wm. panna dobrodziejka nie jesteś łaskawa przyjąć ode mnie kielicha, niechże się przynajmniej kochane cycunie ochłodzą”
– pan wystawiał stół dla swojej służby, ale często jedzenia brakowało, dlatego też pojawiały się przepychanki do mięsa, którego nigdy nie wystarczało dla wszystkich. Na takim stylu jedzenia traciły najwięcej kobiety, którym trafiały się najgorsze kęski.
– przy stołach można było znaleźć srebrne łyżki i talerze. Nie było jednak noży i widelców, dlatego też szlachta nosiła je przypięte do pasa
– jeśli ktoś nie miał łyżki to nabijał na nóż skórkę od chleba. Zresztą łyżki często były pożyczane i wędrowały po wykorzystaniu od jednego do drugiego gościa.
– skórka chlebowa używana była także do czyszczenia talerzy, bo wszystkie potrawy jedzono na jednym. Wiąże się z tym anegdota”
Jest w tej okoliczności bajeczka czyli też prawdziwy trafunek, że jeden dominikan, zaproszony na bankiet, nauczył chłopca świeżo ze wsi przyjętego, jak siędzie u stołu, aby mu za każdą potrawą talerz pięknie ścierał; siadając do stołu wypuścił szkaplerz za stołek, żeby go przysiadłszy nie zgniótł. Chłopiec, który rozumiał, że ten kawał wiszący na panu był nagotowany do ścierania talerzy, za każdym podaniem talerza ścierał go owym końcem wiszącym, a gdy go należycie zafolował i utłuścił, przestrzegł dominikana: „Dobrodzieju, obróćcież ręczniczek z przodu w tył, bo się już ten koniec zabrudził.”
– serwet do wycierania ust także brakowało, więc każdy wycierał się chustkami do nosa, które często były brudne z tabaki. Nie robiło to jednak wrażenia na współbiesiadnikach.
– jeden kielich także krążył z ust do ust, kobiety także w tym uczestniczyły
– ciekawą potrawą była czarna gęś. Oto sposób jej przygotowania:
kucharz upalił wiecheć domy na węgiel, w niedostatku czystej z bota czasem naprędce wyjęty, przydał do tego łyżkę lub więcej miodu praśnego, przylał podług potrzeby jakiego octu mocnego, zmięszał z ową słomą spaloną, zasypał pieprzem i imbierem, a zatem stała się gęś czarna, potrawa dobrze wzięta owych czasów i podczas największych bankietów używana. Nicht mi nie zada, iż taką przyprawę słomianą zmyśliłem na wyszydzenie staroświecczyzny, kiedy sobie wspomni na tarnosolis, płatki, których po dziś dzień kucharze do farbowania galaret i cukiernicy do farbowania cukrów używają; wszak te płatki są to zdziery starych koszul i pluder, które gaciami zowią, płóciennych;

– na stole często lądowały potrawy o fantastycznym wyglądzie:
Kończąc o potrawach nowomodnych, to jeszcze przydać należy: kucharze przedni dla pokazania swojej doskonałości wyjmowali sztucznie z kapłona lub z kaczki mięso z kościami, sarnę skórę w całości zostawując, to mięso posiekawszy z rozmaitymi przyprawami kładli nazad w skórę zdjętą, a powykrzywiawszy dziwacznie nogi, skrzydła, łby, robili figury do stworzenia boskiego niepodobne; i to były potrawy najmodniejsze i najgustowniejsze.
– Kitowicz chwalił także nowy sposób robienia pączków.
Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby go był podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu się rozciąga i pęcznieje jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska.
– potrawy, które lądowały na staropolski stół często były już zimne. Spowodowane to było tym, że wtedy gospodarze i goście wygłaszali długie przemowy. Dlatego też jedzenie było zabierane by z powrotem je podgrzać. Zdarzało się, że niektóre z potraw już nie wracały, bo trafiały do żołądka kogoś ze służby.
– Polacy lubowali się w figurkach z cukru:
Na taflach tak przyozdobionych stawiali robione z gipsu rozmaite figury ludzi, geniuszów, bohatyrów, żołnierzy, laufrów, jezdców na koniach, karety sześciokonne, parokonne kariolki, powozy, konchy bogów niebieskich, ziemskich, wodnych, piekielnych i samychże bogów, nimfy, satyry, fauny, dalej konie, woły, osły, lwy, smoki, wilki, barany-słowem różne a różne figury, jakie cukiernikowi do symetrii struktury, jaką reprezentował, przypadały. Sama struktura składała się z takich części, jaki gmach reprezentowała: jeżeli ogród, to drzewa rozstawione łączyły się zielonymi gierlandami, jeżeli ulice, to widzieć było kamienice, pałace, zamki, bramy tryumfalne, kolumny, mury ościenne albo sztakiety białe z zielonymi kapitelami i tym podobne ozdoby. Zawsze zaś bądź w jakiejkolwiek strukturze stawiano w samym pośrodku altanę wydatną, herbem gospodarza albo gościa pierwszego, na którego honor dawany był obiad, przyozdobioną
– tak wyglądał początek dnia bogatej szlachty:
Trunki wielkim panom były zwyczajne: rano herbathe, czasem z mlekiem, czasem bez mleka, zawsze z cukrem, potem wódka gdańska, persico, cynamonka, dubelt-hanyż, ratafia, krambambula; i te dwie ostatnie były najdroższe; płacono kieliszek, pół ćwierci kwaterki trzymający, po tynfie jednym. Napiwszy się po kieliszku, przejedli konfitur albo piernika toruńskiego, po tych chleba z masłem lub sucharków cukrowych i znowu powtórzyli raz i drugi po kieliszku wódki. Jeżeli śniadanie miało poprzedzić obiad, jak bywało w zapusty, to się składało z kapłona pieczonego jednego i drugiego, podług proporcji osób, z zrazów, pieczeni z pieprzem i masłem albo z surowego mięsa, smażonych w maśle z imbierem, z kiełbasy i bigosu hultajskiego; po czym ochłodził się jaki taki szklenicą piwa albo wody, niekiedy zalali to wszystko kielichem wina i czekano obiadu zabawiając się rozmowami, to graniem kart, warcabów, szachów lub przechadzką.
Na podstawie:
J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985
http://www.nieznanahistoria.pl/przy-staropolskim-stole

Poznaj zwyczaje naszych przodków

– początkowo małym dzieciom podawano papkę złożoną z chleba, cukru, masła i piwa
– pewne matki dawały dzieciom wódkę – dzieci, które spróbowały tego trunku miały się zniechęcić do jego smaku i w przyszłości brzydzić się nim. Kitowicz pisze jednak, że to nieprawda i „wyrastali z takich dzieci główni pijacy i pijaczki”
– o Kozakach:
Żon nie mieli ani kobiety żadnej między sobą nie cierpieli; a kiedy który został przekonany, że kędy za granicą miał sprawę z kobietą, tedy takowego do pala w kureniu, z którego był, za dekretem przywiązanego, póty tłukli polanami, to jest szczypami drew, póki go nie zabili, pokazując na pozór, jakoby czcili stan czystości; dla czego też nazywali się powszechnie mołojcami, to jest młodzieńcami, gdy w samej rzeczy prowadzili życie bestialskie, mażąc się jedni z drugimi grzechem sodomskim albo łącząc z bydlętami, na które sprośności, samej naturze obmierzłe, nie było żadnej kary, jakby uczynek z kobietą był plugawszy niż z kobyłą albo z krową.
– Kozacy często popełniali przestępstwa. Polacy karali ich w bardzo okrutny sposób:
Komendanci polscy, wielu dostali żywcem hajdamaków, żadnego nie pardonowali, lecz zaraz na placu albo wieszali na gałęziach, albo jeżeli mieli czas, żywcem na pal wbijali; która egzekucja takim szła sposobem: obnażonego hajdamakę położyli na ziemi na brzuch; mistrz albo który chłop sprawny do egzekucji użyty naciął mu toporkiem kupra, zacierany pal ostro z jednego końca wetchnął w tę jamę, którą gnój wychodzi z człowieka, założył do nóg parę wołów w jarzmie i tak z wolna wciągał hajdamakę na pal rychtując go, aby szedł prosto. Zasadziwszy hajdamaka na pal, a czasem i dwóch na jeden, kiedy było wiele osób do egzekucji, a mało palów, podnosili pal do góry i wkopywali w ziemię. Jeżeli pal wyszedł prosto głową lub karkiem, hajdamak prędko skonał; lecz jeżeli wyszedł ramieniem albo bokiem, żył na palu do dnia trzeciego, czasem wołał horyłki, to jest gorzałki, i pił podaną sobie.
– wśród żołnierzy modne było czernienie sobie wąsów:
Do szwarcowania wąsów używali mikstury z smoły i żywicy rozgrzanej, zasłaniając wargę grzebieniem żelaznym lub mosiężnym od sparzenia; a gdy już wąs był napuszczony maścią przerzeczoną, rozczesowano go tymże grzebieniem, nad świecą rozgrzanym, do proporcji przepisanej sztafirując w górę. Była to mała tortura dla żołnierzy, bo niejeden nieostrożnym pociąganiem grzebienia gorącego sparzył sobie nos albo wargę; musiał jednak ten ból przyjmować, ochraniając się od większego – po plecach – za niekształtne wąsów wysztafirowanie. Gdy miazga owa stężała na wąsach, utrzymowała długi czas jego proporcją, z małą kiedy niekiedy poprawką, tak iż wąs nastrojony nie wypadał z trybu swego ani przez ochędóstwo nosa, byle ostrożne, ani przez deszcz, ani przez mróz, który się go nie tak chwytał jak nie szwarcowanego.
– do sukni przypinano sobie małe krzyżyki, z którymi wiąże się pewna anegdota:
(…)o których Włosi przez swawolą zrobili przysłowie: „Pur non pisiare” (aby go kto nie ojszczał), czyniąc aluzją do muru na który, gdy w jakim miejscu znęcą się przechodzący Włosi wypuszczać urynę, właściciel muru robi tam krzyż z napisem: „Per amorem Dei nolite pisiare”, tym sposobem zapobiegając dalszej ruinie muru, a więc przez tradukcją, gdy na kim widzą krzyżyk wyszywany, mówią: „Przypiął sobie krzyż, aby go kto nie ojszczał.”
– biedniejsi jeździli wozem na dwóch kółkach ciągniętym przez jednego konia. Zdarzało się, że młodzi ludzie widząc taki rodzaj środka komunikacyjnego wołali za nim „Bieda jedzie, bieda” do czasu aż nieszczęsny powóz nie zniknął z nim z oczu.
– z karetą wiąże się pewna anegdota, która dotyczy księcia Czartoryskiego:
Trafiło się jednego razu, że książę Czartoryski, kasztelan wileński, który był garbaty, użył tego sposobu: wyszedłszy z senatu sam jeden, niepostrzeżony od swojej liberii, trafunkiem postrzegłszy karetę swoją blisko stojącą, poszedł pieszo i wsiadł do niej właśnie wtenczas, gdy stangret jego najbardziej wrzeszczał: „A siadajże, skurwysynu garbusie!” Książę się mu z karety odezwał: „Jestem ja tu już, panie Matiaszu!” (tak było imię stangretowi). Na to stangret przelękniony: „Ha, kiedy tu wasza książęca mość jesteś, to ja nie będę!”, i natychmiast uciekł; darmo książę wołał za nim prosząc, aby się wrócił, zaklinając się na wszystkie obowiązki, że mu nic nie będzie. Stangret słusznie kalkulując u siebie, że zarobił na sto kijów, więcej się nie powrócił.
– woźnicom często się nudziło, dlatego zabawiali się krzycząc na białogłowe: „Ta moja ku… Łżesz, nie twoja, moja. Ta z księdzem spała. Ta z moim panem spała. Ta z Żydem. Ta zarobiła tynfa”
– ciekawym zwyczajem był kulig. Otóż dwóch czy trzech sąsiadów zmawiało się ze sobą, zabierało swoje rodziny i wyjeżdżało na sankach, karetach wozach itd do najbliższego sąsiada. Tam zostawali tak długo aż nie zjedli i nie wypili wszystkiego. Ogołocony sąsiad zabierał się z nimi do kogoś innego i sytuacja się powtarzała.
– zdarzało się, że łapano dziewczynę służebną i zaprzęgano do kloca przyczepionego łańcuchami. Dziewczyna ciągnęła go póki nie znaleziono następnej. Tradycyjnie była to kara za odrzucenie zalotnika od siebie. Kara dla dorosłych, które nie miały męża. Działo się to w ostatnie dni karnawału.
– chłopcy robili ze słomy Judasza, a następnie wyciągali go na wieżę kościelną. Zrzucali kukłę z niej, a następnie już na ziemi okładali ją kijami. Jeśli przypadkowo przechodził tamtędy jakiś Żyd, to ciosy kierowane były w niego.
– w Wielki Piątek wieszano śledzia na wierzbie albo innym drzewie karząc go za to, że przez sześć tygodni panował nad mięsem. Panował wtedy post i można było jeść  ryby zamiast mięsa.
– popularna była tabaka:
W początkach panowania Augusta III zjawiła się w Warszawie jedna Włoszka z miasta Sirakuzys, od którego mianowała się i pisała Syrakuzana; ale pospólstwo warszawskie, a od niego wszystko inne całego kraju, zepsutym słowem zwało ją Srajkozina. Ta tedy pani wymyśliła tabakę proszkową w takich ziarnach jak proch ruszniczny i takiego koloru; wchodziły do tej tabaki prócz tytuniu, który był pierwszą i główniejszą materią tabaki, lewanda albo też olejek pomarańczowy. Kiedy tabaka była zaprawna lewandą, zwała się lewandową; kiedy olejkiem pomarańczowym, zwała się pargamutą; do obudwóch zaś gatunków przydawano koperwas dla czarności i szczypania, urynę ludzką dla lipkości i lepszego granizowania się tejże tabaki.
– Polacy o ziemniakach:
Długo Polacy brzydzili się kartoflami, mieli je za szkodliwe zdrowiu, a nawet niektórzy księża wmawiali w lud prosty takową opinią, nie żeby jej sami dawali wiarę, ale żeby ludzie, przywyknąwszy niemieckim smakiem do kartoflów, mąki z nich jak tamci nie robili i za pszenną nie przedawali, przez co by potrzebującym mąki przez się pszennej do ofiary ołtarzowej, mąką kartoflową, choćby i z pszenną zmięszaną, zawód świętokradzki czynili.
Na podstawie:
J. Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III, Warszawa 1985

http://www.nieznanahistoria.pl/staropolskie-zwyczaje

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WILHELM IWASZKIEWICZ JEDEN Z MNIEJ ZNANYCH POWSTAŃCÓW STYCZNIOWYCH 1863/1864 I MÓJ PRADZIADEK.

  WILHELM  IWASZKIEWICZ Urodzony około  1840 roku Polany- Stempkowszczyzna. Zmarł w 1919 roku w Wilnie, gdzie rodzina zamieszkiwała przy ul. Zakretowej 5 w Wilnie.  Wilhelm, został pochowany na Cmentarzu Bernardyńskim w Wilnie. Rodzicami jego byli: Maciej i Anna. Mieli oni tylko jednego potomka. Z Ksiąg Metrykalnych Wilna:   KSIĘGI  BERNARDYŃSKIE Z CMENTARZA BERNARDYŃSKIEGO ZOSTAŁY ODNALEZIONE W KOŚCIELE pw. św. JAKUBA I FILIPA W WILNIE. pod numerem :ZGON: 1507-1-35 Moje Spostrzeżenie dot. Grobu WILHELMA: Jeśli zachowały się zapisy metrykalne w księgach metrykalnych, to powinny być jeszcze zachowane dodatkowe Rejestry wskazujące lokalizację pochowanej osoby ( tzn : sektor, rząd, itp.). Takie czynności pozwoliły ustalić kto jest rzeczywiście pochowany i można byłoby skupić się na odnowieniu każdego zniszczonego nagrobka ( w tym mało zachowanego)  Archiwalną ciekawostką jest fakt, że w akcie zgonu Wilhelma, podana jest informacja o adresie zamieszk...

Rodziny szlacheckie na Litwie w XIX wieku. Rodzina: Hryncewicz, Iwaszkiewicz.

   Aneks Spis wielkich właścicieli ziemskich powiatu wileńskiego około 1885 r. Powiat oszmiański                                                           IWASZKIEWICZ str 272 https://forum.vgd.ru/post/406/83143/p2388066.htm Iwaszkiewicz84  zaśc. Wilianowo (46 dz. – Antoniny z Wojniuszów w 1850) – par. c u d z i e n i s k a; zaśc. Bielica (1830–1843), wieś Ni…? (1855) – par. d e r e w i e ń s k a; m. Graużyszki (1813–1860), zaśc. Dombrowa (1849–1863), Stefaniszki (1843), ok. Wialbutowo (1800–1873), Szczepanowicze (1842–1861), wieś Kazarezy (1828) – par. g r a u ż y s k a; ok. Bryndziszki (1828–1830),  Stępkowszczyzna (1790–1831) , wieś Bobany (1813) – par. g u d o h a j s k a; zaśc. Maszkiszki (1847), Mościszcze (1849– 1855; 10 dz. – Józefa s. Jana oraz jego ż. Marcjanny z  Baranowskic...

Powiat oszmiański: „Materiały do dziejów ziemi i ludzi" Czesław Jankowski 1898 rok

W 1857 roku w Oszmianie urodził się Czesław Jankowski – poeta, krytyk, publicysta, historyk, redaktor wileńskiego „Głosu Polski”, autor znakomitego opracowania „Powiat oszmiański: materiały do dziejów ziemi i ludzi”. Zmarł w 1929 r. w Wilnie, pochowany na Rossie.      Powiat oszmiański : materjały do dziejów ziemi i ludzi Cz. 1 - Radomska Biblioteka Cyfrowa (bc.radom.pl) Powiat oszmiański : materjały do dziejów..., Jankowski, Czesław (..., 1897 | Polona  -  Pawet: Powiat oszmiański: materjały do dziejów ziemi i ludzi. Cz. 2 Powiat oszmiański : materjały do dziejów..., Jankowski, Czesław (..., 1898 | Polona Powiat oszmiański : materjały do dziejów..., Jankowski, Czesław (..., 1900 | Polona Pawet: Мемуары Powiat oszmiański : materjały do dziejów ziemi i ludzi Cz. 1 - Radomska Biblioteka Cyfrowa (bc.radom.pl) W CZĘŚCI DRUGIEJ tej publikacji są  zaprezentowane informacje dot udziału  konkretnych  członków rodziny Iwaszkiewiczów w życiu społecznym i po...

Co jest przedmiotem tego bloga. Genealogia i Archiwalia o Iwaszkiewiczach herbu Trąby zawołanie Brzezina.

Mam na imię Izabella Iwaszkiewicz-Richter, jestem administratorem tej witryny Rodu Iwaszkiewiczów herbu Trąby zawołanie Brzezina z rodzinnymi koligacjami rodów Hryncewiczów (*Gryncewiczów), Narutowiczów i Załuskich.   " Szlachcicem jest ten, kto szlachetność ma w swym sercu i przoduje innym obywatelom siłą ducha, ofiarnością i pracą dla społeczeństwa "   - Jest to moje życiowe motto. Moje badania genealogiczne dotyczą gałęzi: Krzysztofa Iwaszkiewicza dziedzica  dóbr Polany Stempkowszczyzna - 1681 rok.  LINIA JANA IWASZKIEWICZA (z 1864 roku). Przodkowie moi, za udział członków Rodziny w Powstaniu Styczniowym 1863 roku , zostali pozbawieni szlachectwa oraz swych  dóbr  POLANY STEMPKOWSZCZYZNA. JAN IWASZKIEWICZ w 1864 roku , stanął na rozprawie sądowej o rozpoznanie sprawy o szlachectwo Rodu Iwaszkiewiczów, aby udokumentować  przed Jego Cesarską Mością Wszechrosyjskiego Senatu Rządzącego dla Zebrania Delegatów Szlachty w Wilnie,  szlachect...

STĘPKOWSZCZYZNA W OSZMIANIE. PRZEDMIEŚCIA, ZAŚCIANEK -FOLWARKI.

Facebook DANE I CIEKAWOSTKI POCHODZĄ Z GRUPY  PUBLICZNEJ - FB  "GENEALOGIA OSZMIAŃSKA" Ашмянская генеалогія/Genealogia oszmiańska | Facebook  . ZAŁOŻYŁ JĄ VASYL JURSZA - HISTORYK I AUTOR KSIĄŻEK O OSZMIAŃSKIM KRAJU  Genealogia oszmiańska (oszmianszczyzna.pl) GENEALOGIA OSZMIAŃSKA to publiczna  grupa aktywnych i kreatywnych członków na FB, do której należę aby pogłębiać moją wiedzę na temat moich Przodków oraz rodzinnych koligacji.  Moi Przodkowie czynnie uczestniczyli w życiu lokalnym Oszmian na przełomie dziejów. Odnajduję szereg materiałów o ich aktywnym i społecznym zaangażowaniu w sprawy dotyczące ojczyzny, rodziny czy spraw ważnych dla dobra ogółu  -" PRO  BONO PUBLICO".  Bardzo mnie to cieszy, bo poznaję ciągle nowe informacje. malewski.indd (genealogia.lt) Grupowicze są bardzo zaangażowani w publikowanie ciekawych postów -informacji, publikując skany z książek po rosyjsku, zdjęć. Dla mnie trudnością stanowi praca nad właściwym tłu...

Rodziny szlacheckie na Litwie w XIX wieku. Rodzina: Hryncewicz, Iwaszkiewicz.

  Aneks Spis wielkich właścicieli ziemskich powiatu wileńskiego około 1885 r. Powiat oszmiański                                                           IWASZKIEWICZ str 272 https://forum.vgd.ru/post/406/83143/p2388066.htm Iwaszkiewicz84  zaśc. Wilianowo (46 dz. – Antoniny z Wojniuszów w 1850) – par. c u d z i e n i s k a; zaśc. Bielica (1830–1843), wieś Ni…? (1855) – par. d e r e w i e ń s k a; m. Graużyszki (1813–1860), zaśc. Dombrowa (1849–1863), Stefaniszki (1843), ok. Wialbutowo (1800–1873), Szczepanowicze (1842–1861), wieś Kazarezy (1828) – par. g r a u ż y s k a; ok. Bryndziszki (1828–1830),  Stępkowszczyzna (1790–1831) , wieś Bobany (1813) – par. g u d o h a j s k a; zaśc. Maszkiszki (1847), Mościszcze (1849– 1855; 10 dz. – Józefa s. Jana oraz jego ż. Marcjanny z  Baranowskich w...

IWASZKIEWICZE HERBU TRĄBY ZAWOŁANIE BRZEZINA

  OPIS W polu srebrnym; trzy trąby czarne złączone ustnikami. Jedna ukośnie w prawo, druga ukośnie w lewo, a trzeci na dół. Klejnot: pięć piór strusich                                                               LEGENDA HERBOWA Legenda herbowa opisuje, że Leszkowi Czarnemu podlegał ochrzczony Tatar nazywany Ordyniec ale także nazywano go Jordanem. Dlatego herb ten ma zawołanie "jordan". Pewnego razu Tatar polując z królem, spotkał się z najazdem tatarów. Widząc, że nie ma ucieczki, odezwał się po tatarsku. Szybko uzyskał zaufanie i obiecał im, że monarchę pojmie. Gdy na czele oddziałku zbliżył się do miejsca pobytu polskiego władcy, nagle krzyknął po polsku, niby na psy, "strzeż się oto poganie". Zawiadomieni Polacy rozprawili się z tatarskim działkiem, a następnie...

Dzień Babci i Dzień Dziadka w Polsce obchodzimy w innym dniu niż na świecie .

Powstanie Styczniowe. W Kijowie Polacy, Ukraińcy i Litwini uczcili pamięć uczestników w 160. rocznicę zrywu niepodległościowego - tvp.info „Idźmy, bijmy Moskali, Świat nas za to pochwali, Walczmy za swą krainę, Pędźmy licho za Dźwinę" 160 lat temu, 22.01.1863 r. wybuchło Powstanie Styczniowe, największy i najdłuższy zryw narodowy przeciwko Imperium Rosyjskiemu. Herb symbolizował złączenie 3 narodów Rzeczypospolitej: Orzeł Biały - Polski, Pogoń - Litwy, Michał Archanioł - Ukrainy Ogłoszone zostało Manifestem Tymczasowego Rządu Narodowego w reakcji na niespodziewanie ogłoszoną w połowie stycznia brankę do armii rosyjskiej w Królestwie Polskim. Przywódcami byli kolejno: Ludwik Mierosławski, Marian Langiewicz, Romuald Traugutt. Zasięgiem objęło Królestwo Polskie, Litwę, Białoruś, część Ukrainy. Miało charakter wojny partyzanckiej, w której stoczono ok. 1200 bitew i potyczek. Wzięło w nim udział ok. 200 000 ludzi. Mimo, że zakończyło się w 1864 r. klęską militarną i po...

Genealogia oszmiańska. OSZMIANY - POLANY STEMPKOWSZCZYZNA.

  Ашмянская генеалогія/Genealogia oszmiańska | Facebook folwark Stepkowszczyzna, folwark na mapie (powiat oszmiański, województwo wileńskie) (radzima.net)  -  folwark Stepkowszczyzna, folwark na mapie (powiat oszmiański, województwo wileńskie) (radzima.net) Będąc członkiem FB Grupy Genealogia oszmiańska, grzecznościowo otrzymałam ciekawostki dotyczące ówczesnych czasów - obecna mapka, za którą jestem ogromnie wdzięczna. zródło:  Stupkovshchina – Mapy Google KORESPONDENCJA W OBRĘBIE GRUPY. Korespondencja z dnia 16.I.2024 roku O LINIACH, DRZEWACH, ODGAŁĘZIENIACH LINIA PODOLSKA IWASZKIEWICZÓW:  LINIA PODOLSKA IWASZKIEWICZÓW:  DYMITR I MAKARY IWASZKIEWICZE więcej:  CZARNOBYL ZAMEK. (iwaszkiewiczeherbutrabyzawbrzezina.blogspot.com)

ROMUALD, ZUZANNA, EDWARD, IWASZKIEWICZE Z ZYGMUSIEM W TLE . WIEŚCI Z GAZETY Z 1931 ROKU " ZIEMIA RADOMSKA"

Na stronie internetowej znajduje się oryginał gazety z 15.03.1931 r., gdzie na jej 6 str. wymienione są nazwiska : Dziadka Romualda, Babci Zuzanny i wujka Edka Iwaszkiewicz.  Mój Tatuś - Zygmunt Iwaszkiewicz 15 kwietnia 1931 roku przyszedł na świat w Radomiu. Dokładnie miesiąc po ukazaniu się artykułu w gazecie.   Gazeta Radomska   z 1931 r. Ziemia Radomska, 1931, R. 4, nr 61 - Radomska Biblioteka Cyfrowa (bc.radom.pl) C-49-1931-61-0001-1.djvu,   ... Radom, Niedziela dnia 15 marca 1931 ,.. Roll IV. ł ;, . Wychodzi codziennie oprócz dni poświątecznych.   ZIEMIA RADOMSKA;  Kto   do    wysłał życzenia Pana Marszałka 1   W dniu wczorajszym przez pośred nictwo redakcji naszej w dalszym ciągu  przesłały życzenia na pocztówce do Dostojnego Solenizanta. Pierwszego  Marszałka Polski, Józefa Piłsudskiego następujące instytucje i osoby.  (ciąg dalszy) ".... 1952. Inż. Romuald Iwaszkiewicz, 1953. Zuzanna Iwaszkiewicz. 1954. Edward Iwa...