Jaki Nowy Rok, taki cały rok” – głosiło ludowe porzekadło, dlatego przełom roku w kulturze ludowej to czas nie mniej ciekawy niż obecnie. Niektórych zabaw nie powstydziłyby się i dzisiejsze sylwestrowe imprezy.
Wystawnych zabaw nie organizowano. Pierwsze bale pojawiły się dopiero pod koniec XIX stulecia. Wcześniej to ludowa tradycja wykształciła zwyczaje kultywowane przez pokolenia.
Na wsiach wierzono, że przełom roku to wyjątkowa noc cudów. „Kto z Bogiem roku nie skończy, z Bogiem nie zacznie” – dlatego w sylwestra koniecznie trzeba było pójść do kościoła. Podczas noworocznej pasterki (o północy lub wcześniej) z ambony padały życzenia na cały rok.
Po mszy wiernym śpieszono było do domu, bo szybkie przekroczenie
progu oznaczało bogactwo i powodzenie w ciągu kolejnych 12
miesięcy. Gospodarz posypywał podłogę ziarnami grochu, które
później, pieczołowicie zebrane, trafiały na pola w czasie
wiosennych zasiewów.
W każdym kątku po dzieciątku…
Jeszcze przed uroczystą kolacją w gronie rodziny, sąsiadów i znajomych składano sobie życzenia. Jeśli pierwszy winszował sąsiad, wypadało zaprosić go następnego dnia na noworoczny obiad. Kolejność życzenia nie była przypadkowa; to dzieci składały życzenia rodzicom, kawalerowie – pannom, panowie – sługom, bogaci – ubogim. Tak samo z kolejnością wręczania noworocznych prezentów. „Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędy, trzeba wszystkim coś wetknąć – taki zwyczaj wszędy” – pisał Franciszek Zabłocki, rozprawiając nad ogromną liczbą prezentów na Nowy Rok.
A i życzenia bywały wymyślne. Na przykład takie:
Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok,
żeby się Wam rodziła i kopiła pszenica i jarzyca,
groch i proso, żyto i wszystko!
Abyście mieli w każdym kątku po dzieciątku,
w stodole, na polu, w oborze – daj Wam Boże!
Kto nie zdążył o północy, mógł złożyć życzenia już w Nowym Roku, skoro świt, po pierwszej porannej mszy św. Droby i dziady noworoczne w założonych na opak kożuchach i warkoczach ze słomy masowo ruszali więc do wsi z życzeniami.
Na szczęście, na zdrowie, na ten Nowy Rok,
aby Was nie bolała głowa ani bok.
– to szczególnie pożądane życzenia w pierwszym dniu roku, zwłaszcza jeśli gospodarz z gośćmi zasiedzieli się długo przy stole.
Tokaj i groch, czyli kulinarne przeboje
A skoro o stole mowa, niczego nie mogło na nim zabraknąć. Królowały mięsa i słodkie trunki, kołacze i inne ciasta, a także obowiązkowy groch z własnego zasiewu. Toastu szampanem nie było (to zwyczaj dopiero powojenny), lecz – zwłaszcza w mieszczańskich rodzinach – należało zachować na tę wyjątkową okazję buteleczkę tokaju albo innego słodkiego trunku.
Stół zastawiano po brzegi, ale i wokół obejścia powinno być schludnie i czysto. Gospodynie uwijały się więc w pośpiechu już od poranka, by wody nanieść ze studni, opał ukryć pod dachem, zapasy przejrzeć, czy coś się nie psuje, a przede wszystkim żar trzymać w piecu, by czasem nie wygasł w noc sylwestrową. Pełny dom równał się dostatkowi na cały kolejny rok. Ważne, aby w ferworze sprzątania miotły nie używać i wraz ze śmieciami nie wymieść domowego szczęścia.
W domu nic się nie marnowało. Spalone na podwórzu snopki słomy miały odegnać smutki mijającego roku, a słoma z bożonarodzeniowych dekoracji trafiała na pole, by plon był obfity. Można nią było obwiązać drzewa w sadzie, by latem owoców nie zabrakło. A gdy kto głodny, mógł znaleźć między snopkami ukryte ciasteczka w kształcie krzyżyka, które też miały zwiastować pomyślność.
Z bicza strzelają!
O północy obowiązkowe strzelanie z bicza i z rusznic, aby na dobre pozbyć się starego roku. Na Kaszubach wypędzano go hałasującymi klekotkami. W czasach nam bliższych można było też walić w blachy czy dzwonić blaszanymi puszkami. Im więcej hałasu, tym stary rok szybciej odejdzie. Dziś noworoczne fajerwerki zdają się wprost nawiązywać do dawnej tradycji.
Tuż po północy trzeba jeszcze nakręcić zegar, by w nadchodzącym roku dla nikogo się nie zatrzymał. I już najstarszy z rodu może otworzyć drzwi albo przynajmniej okno, by Nowy Roczek ośmielić do wejścia.
Zabawy, zabawy
Dziś umilamy sobie czas radosnymi pląsami, a nasze prababki myślały raczej o zagospodarowaniu stołu i o rodzinie. Na Pomorzu kultywowano nowe latko; gospodyni wypiekała ciasteczka w różnych kształtach i ukrywała je pod talerzami, a biesiadnicy, oceniając po kształcie smakołyku, zastanawiali się, co też przyniesie im nadchodzący rok.
W Wielkopolsce gospodarze rozmawiali z pszczołami w pasiekach, próbując przekonać je do większej aktywności w tworzeniu miodu i wosku. „Budźcie się pszczółki, róbcie miód i wosk, już czas na was“ – mówiono przy ulach.
Jaki kołek, taki mąż
Przełom roku był szczególnie ważny dla niezamężnych kobiet. Wraz z wybiciem północy podbiegały do płotu i chwytały za kołki, które miały symbolizować przyszłego męża. Jaki kołek, taki mąż – mówiono przed laty, więc każda panna starała się wybrać najbardziej efektowną część płotu.
Jeśli kołek był gruby, mąż też z pewnością będzie słusznej postury, jeśli chudy – raczej cherlawy, jeśli wystawał ponad inne – panna powinna wypatrywać wysokiego mężczyzny, a jeśli kołek był krótki – żona może być nawet wyższa od męża.
Kto nie bał się przemarznięcia, mógł pobiec do najbliższego strumienia po garść kamieni. Parzysta liczba znaczyła szybkie zamążpójście, nieparzysta – w najbliższym roku ślubu nie będzie.
Regionalne zwyczaje też były ważne. Na Podhalu koniecznie należało przemyć twarz wodą, w której zatopiono monety. Wszystko na znak obfitości. Na Podkarpaciu monet nie myli, ale chowali po kieszeniach, pobrzękując nimi w sylwestra, by pieniądz rodził pieniądz.
Żarty i psikusy na porządku nocnym
Żarty i figle w tę wyjątkową noc trzymały się zwłaszcza młodych. A to pomalowali sąsiadowi okna wapnem lub smołą, a to komin zatkali, a to wciągnęli wóz konny na dach sąsiedzkiej stodoły. Co bardziej pomysłowi mogli też bramę wyjąć z posady i ukryć lub bydło wypuścić z obory. Jeśli zaś komu udało się wynieść rzecz cenną z domu sąsiada, trzeba będzie ów przedmiot wykupić, a to znowu okazja do zabawy. Nikt jednak się nie gniewał, bo przecież „Jaki Nowy Rok…”.
1 stycznia nie wypadało leniuchować. Tylko pobudka o świcie miała chronić rodzinę przed ospałością, a nowy fragment odzieży miał pannom zapewnić powodzenie.
(Nie)szklana pogoda
Wobec braku szklanych ekranów, pogodę wróżono z gwiazd. Rozgwieżdżone niebo zapowiadało pogodny rok. Jeśli 1 stycznia świeciło słońce – plony będą obfite, gdy było wietrznie – można liczyć na owocowy urodzaj, a kiedy śnieżnie – pszczół i miodu nie zabraknie.
Kobiety raczej domów nie opuszczały, ponieważ tylko wizyta mężczyzny zapowiadała dostatek i powodzenie. No chyba że jegomość był rudy lub piegowaty – wtedy też lepiej, by w domu swoim pozostał. Tak czy inaczej Nowy Rok obowiązkowo należało spędzić w zgodzie i szczęściu, bo takie będą też i kolejne dni. A tuż po 1 stycznia znowu nastawał czas szczególny, bo przecież karnawał.
Więc na koniec - po staropolsku „Do siego roku”. I niech Wam się darzy!
Komentarze
Prześlij komentarz